Niebezpieczne spotkanie
 
Dwa lata temu w Wigilię Bożego Narodzenia przeżyłam coś okropnego. Wstałam około godziny ósmej. Wykąpałam się, ubrałam i zjadłam śniadanie. Gdy już skończyłam, miałam zamiar iść na spacer z moim psem. Spacerowałam już jakieś piętnaście minut, więc stwierdziłąm, że wystarczy. Powoli, idąc w kierunku mojej klatki, zobaczyłam mojego sąsiada z bloku, obok którego stał wielki pies bez smyczy i kagańca. Bardzo się przestraszyłam, więc postanowiłam iść szybciej. Nagle usłyszałam głośne szczekanie. Zobaczyłam, że właśnie ten pies biegnie w moim kierunku. Poczułam, że blednę. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, a już tym bardziej ruszyć się. Mój pies zerwał mi się ze smyczy i zaczął uciekać. Chyba w tym momencie się obudziłam, bo zaczęłam krzyczeć do właściciela psa. Ku mojemu zaskoczeniu nie przejął się tym zbyt mocno. W momencie, gdy mój pies zerwał się ze smyczy, wielki pies zaczął gonić mojego.  Wszystko to zdarzyło się praktycznie w sekundę. Zrozpaczona zaczęłam gonić mojego psa, by jak najszybciej udać się do klatki, lecz bałam się, że gdy się zbliżę, pies zaatakuje również mnie. Na szczęście zaraz, jakby znikąd, pojawił się mój tata. Nie mam pojęcia co zrobił, lecz wiem, że niestety bez afery się nie skończyło. Tego dnia właściciel psa nawet nie przeprosił. Następniego dnia, czyli w Boże Narodzenie się ocknął. Tą Wigilię z pewnością zapamiętam na całe moje życie. Pies biegnący w moim kierunku, wszyscy mieszkańcy mojego bloku w oknach, wrzaski. Do dziś, gdy tylko widzę tego sąsiada ze swoim "pupilkiem" omijam go szerokim łukiem. 
 
Donia ;]

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.